sobota, 26 lutego 2011

sobotni wieczór...


Uwielbiam sobotę poranna kawa w samotności przed oknem, za którym uwijają się sikorki, wróble i sójki.... celebrowane rodzinne śniadanie, czas na spacer, super obiadek, drzemka poobiednia z córeczką, pieczenie "bułki" na niedzielne sniadanie, gra w karty ze znajomymi...zajecia z dziećmi...sielanka....w zimie pijemy "zimową herbatkę" z kawałkami pomarańczy, cytryny, gożdzikami i sokiem malinowym od Babci...pycha...
Niedziela już nie jest taka...bo wiem, że od poniedziałku obowiązki...

sójka na śniadaniu...jak ona przylatuje cała reszta czeka na pobliskim drzewie, ja najbardziej lubię wróble sa bardzo wesołe i jest takie poruszenie...



Postanowiliśmy zrobić baranki na Wielkanoc w/g instrukcji Niespokojnej Duszy jak nam wyjdą zrobimy więcej...


Efekty...teraz siedzą w piekarniku i się suszą...

"Zopf" na niedzielne śniadanko...tak przy okazji...ale wyrósł..



dorobilismy jeszcze kilka serduszek, zajaczków i gąsek...partia próbna...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz